O mnie

Moje artykuły

Moi przodkowie

Mój album

Polecam

CZY W POLSCE ISTNIEJE TELEWIZJA PUBLICZNA ?

Odpowiedź na tytułowe pytanie wydaje się prosta: przecież telewizją publiczną jest Telewizja Polska S.A.!
Pozornie. Przede wszystkim zastanówmy się, co to znaczy "telewizja publiczna". Ustawa "o radiofonii i telewizji", już w art. 1 pkt. 1 mówi, że zadaniem radiofonii i telewizji jest - między innymi - udostępnianie dóbr kultury oraz ułatwianie korzystania z oświaty i dorobku nauki, a także upowszechnianie edukacji obywatelskiej.
Inaczej mówiąc telewizja, w tym również telewizja publiczna, ma nakreślone, konkretne, ustawowe zadania. Poza bawieniem widza winna pełnić rolę edukacyjną, poznawczą, wychowawczą itp.
Czy Telewizja Polska S.A. spełnia te funkcje? Niektórzy odpowiedzą, że tak. Przecież w "publicznej" są całe pasma programów edukacyjnych, filmów dokumentalnych i reportaży, filmy dla koneserów, muzyka poważna itp. Są, ale jakby ich nie było! Telewizja publiczna - w imię walki o widza z konkurencyjnymi kanałami - "odpuszcza" co ambitniejsze a nie komercyjne pozycje emitując je "z obowiązku" i w najgorszym czasie antenowym.
Jaka w takim razie powinna być telewizja publiczna? Różnorodna. Pod każdym względem. Po pierwsze dlatego, że różne są oczekiwania i gusty widzów. Nie wszyscy oczekują od telewizji jedynie rozrywki i (już rzadziej) informacji. Jest wycinek telewizyjnej widowni, która oczekuje (i poszukuje błądząc po kanałach) programów edukacyjnych, popularnonaukowych, historycznych. Tych widzów jest mało i to powoduje, że nadawcy nie troszczą się o ich potrzeby. Powód jest prosty: program o małej oglądalności nie znajdzie reklamodawcy, który zechce wyłożyć swoje pieniądze na wykupienie "przed" i "po" czasu antenowego na swoją reklamę, a jeżeli już, to za małe pieniądze. Dla telewizji komercyjnej ten argument jest decydujący - badania telemetryczne wskazuję, że "oglądalność" jest niska i program (cykl) schodzi z ekranu.
Niestety, telewizja "publiczna" przeważnie postępuje podobnie. Programy o mniejszej oglądalności są eliminowane lub spychane na mniej atrakcyjne pasma (środek dnia lub późna noc). A decydenci tłumaczą, że "przecież program jest, tylko publiczność nie chce go oglądać". Te wygodne alibi dowodzi o stosunku kierujących telewizją "publiczną" do widza i do funkcji telewizji: schlebiać gustom widzów, dać licznej i mało wymagającej widowni to, czego oczekuje. Nie ma w tym myśleniu miejsca na misję telewizji. Wymagająca a nieliczna publiczność nie liczy się wcale. Nie warto o nią dbać i o jej względy zabiegać.
Doprowadza to do niezwykle niebezpiecznego zjawiska. Widzów niewymagających, zadawalających się komercyjną sieczką, jest coraz więcej. Zwiększa się też ich zapotrzebowanie na coraz prostsze w odbiorze filmy i programy. Miłośnicy filmów akcji, zawierających przemoc, brutalność, gwałt, oczekują jeszcze bardziej brutalnych filmów. Ich granice przyswajania i tolerancji dla przemocy zwiększają się. Będący na drugim biegunie nieliczni, wymagający widzowie, otrzymują coraz mniej wartościowych, ambitnych, wymagających myślenia filmów i programów. Mając ich mało "odzwyczajają się" od nich, przestają odczuwać potrzebę ich oglądania. I jest takich "ambitnych" widzów coraz mniej i mniej.
TVP S.A. dysponuje trzema kanałami: I i II oraz ośrodkami regionalnymi. Jest to potencjał przewyższający możliwości krajowych telewizji komercyjnych. Potencjał niewykorzystany. Jeżeli uznamy, że jeden z dwóch programów TVP powinien (lub musi) "ścigać się" z nadawcami komercyjnymi, że ma obowiązek walczyć z nimi o widza, to jaki jest sens, by w tym samym czasie o to samo walczył drugi kanał tej samej telewizji? Czy istnieje jakakolwiek współpraca pomiędzy programem I i II w TVP? Śledząc ramówkę stwierdzam, że nie. A to akurat najłatwiej zmienić. Gdy pierwszy nadaje film z Arnoldem S. by walczyć z "megahitem" w komercyjnej - drugi może edukować, gdy drugi lansuje Jean'a-Claude Van D. - pierwszy mógłby wylansować film dla "nielicznych a myślących". Czy w czasie największej oglądalności będziemy zawsze skazani na łatwo strawne lub wręcz ogłupiające filmy, teleturnieje, programy? Czy miłośnicy programów historycznych, popularnonaukowych, edukacyjnych, poważnych dokumentów, filmów z poza Hollywood, będą zawsze zmuszani na zarywanie nocy lub zadowolenie się zwiastunem informującym o emisji, gdy większość z nas jest w szkole lub w pracy?
Czy możliwe jest racjonalne pogodzenie "ognia z wodą" w Publicznej Telewizji Polskiej? Czy można, bez drastycznej utraty reklamodawców, zaspakajać różnorodne potrzeby i gusty widzów? Bez uszczerbku w kasie TVP z tytułu reklam zrobić się tego zapewne nie da. Ale... polski widz płaci swoisty haracz: abonament za posiadanie odbiornika telewizyjnego, który przeznaczony jest jedynie na... dofinansowanie telewizji "publicznej". Dlaczego ta opłata kierowana jest tylko do tej telewizji? Czy to niedopatrzenie, czy też nakłada to określone obowiązki właśnie na tę telewizję?
Warto szukać odpowiedzi na te pytania. Warto od decydentów Publicznej Telewizji Polskiej więcej wymagać.

Piotr Strzembosz

"Biuletyn Informacyjny" Ruchu dla Rzeczypospolitej - nr 14 z listopada 1998 r.