O mnie
Moje
artykuły
Moi
przodkowie
Mój
album
Polecam |
Jak zostałem
ukarany za entuzjazm dla Głowy Państwa
9 września br. uczestniczyłem we wspaniałym wydarzeniu
- wiecu wyborczym Prezydenta Kwaśniewskiego w Warszawie.
Część placu Zamkowego zapełniona była obywatelami
pamiętającymi sute i radosne czasy PRL-u. Było też
trochę prawicowej - jak sądzę - ekstremy w osobach rosłych,
przeważnie krótko ostrzyżonych, młodych mężczyznach
rozsianych po całym placu.
Pominę co było najpierw, chociaż Skaldowie, nie powiem,
grali ładnie, a elita stołecznego SLD prezentowała się
okazale.
Wreszcie rozpoczęło się długo oczekiwane wystąpienie
Prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego. Już po
pierwszym zdaniu wyraziłem swój entuzjazm gromkim
okrzykiem "brawooo!". Ku mojej radości zebrani
na placu obywatele poddali się entuzjazmowi i nagrodzili
Głowę Państwa spontanicznymi brawami. Pan prezydent
kontynuował. Odczekałem krótką chwilę i gdy mówca
nabierał powietrza przed kolejną kwestią ponowiłem głośne
"brawooo", a potem jeszcze raz. Tłum reagował
gromkimi brawami. Wtedy wokół mnie pojawiło się kilku
rosłych przeciwników Pana Prezydenta. Jeden z nich w
szorstkim, męskich słowach, powiadomił mnie, że jeżeli
nie przestanę (entuzjazmować się?), to siłą wyprowadzą
mnie z placu. Pragnę nadmienić, że jeden z owych pięciu,
sześciu osiłków stał twarzą do mnie, a plecami do Głowy
Państwa, a zwróconą mu na to uwagę całkowicie
zignorował.
Jednak mojego entuzjazmu łatwo zgasić się nie da i przy
pierwszej nadarzającej się okazji ponowiłem okrzyk.
Niestety, nie dane mi było wysłuchać aplauzu zebranych,
gdyż osiłki powalili mnie na ziemię, w fachowy sposób
stosując blokadę lewego przedramienia i skopali, by po
chwili założyć mi kajdanki. Ten ostatni fakt szczególnie
mnie oburzył, gdyż dotąd sądziłem, że takowe używać
może tylko policja. Tak skrępowany leżałem na zimnym
bruku kilkanaście minut. Nie dość, że ubrudzeniu uległo
moje ubranie, otarciu uległ naskórek dłoni prawej, to
nie byłem w stanie wysłuchać części programowej przemówienia
Prezydenta. Przez moment jeszcze rozważałem zasadność
wzniesienia kolejnego okrzyku, ale widok zbyt ciężkich,
jak na tę porę roku, butów obok mojej twarzy powstrzymał
mnie od dalszego wyrażania swojego entuzjazmu.
Jeszcze w czasie trwania wiecu zostałem podniesiony przed
ekstermistów, lecz na widok stojących tuż obok chłopców
ubranych w kamizelki z napisem "policja" -
odetchnąłem z ulgą.
Odwieziono mnie do komisariatu na ul. Wilczą w asyście
czterech funkcjonariuszy, którzy zostali specjalnie dla
mnie ściągnięci z innego, ważnego odcinka służby. Na
miejscu zamknięto mnie w klatce wraz z trzema uzależnionymi
i jedną panią. Pozwoli mi to doświadczenie rozszerzyć
horyzonty oraz uzupełnić wiedzę w kilku kwestiach.
Po około godzinie usłyszałem swoje nazwisko oraz
stwierdzenie: "Na alkomat z nim, a potem na izbę".
Ucieszyło mnie to wielce, gdyż otarta ręka prawa lekko
krwawiła i fachowa pomoc na Izbie Chorych wydawała się
zasadna. Niestety. Po wdmuchnięciu powietrza w dziwną
rurkę i pojawieniu się wydruku "0,00" nikt już
o opatrunku nie pamiętał.
Najgorsze jednak przede mną. W trakcie przesłuchania, które
niebawem nastąpiło, sympatyczny policjant odczytał mi
jakiś protokół, gdzie napisano (cytuję z pamięci):
"Zakłócał wiec wyborczy, nie chciał okazać
dokumentów, powiedział, że pierdoli Pana
Prezydenta". Moje oburzenie trudne jest do opisania -
nic takiego nie miało miejsca, a takie słownictwo w
obecności prezydenta?! Chociaż należy docenić słowo
"Pana" użyte w notatce.
Chciałbym na koniec stwierdzić, że niedopuszczalne
jest, aby prawicowa ekstrema wspierana przez służby
mundurowe nadzorowane przez prawicowe kierownictwo, uciekała
się do tak niskich metod w celu zakłócenia spotkania z
kandydatem cieszącym się, bądź co bądź, poparciem
sześćdziesięciu procent społeczeństwa oraz eliminowała
reagujących najbardziej spontanicznie Jego zwolenników.
PIOTR STRZEMBOSZ
wyborca
Artykuł opublikowany przez " Gazetę Polską"
13.09.2000 r.
|