Akcja
bojowa PPS na stacji kolejowej w Rogowie w 1906 r.
Relacja Jana
Kwapińskiego (prawdziwe nazwisko Piotr
Edmund Chałupka), ps. Kacper, Stanisław (ur. 12
listopada 1885 w Warszawie, zm. 4 listopada 1964 w
Penley) – polityka PPS, członka Organizacji
Bojowej PPS, uczestnika akcji pod Rogowem,
skazanego na karę śmierci. Kwapiński przez
ponad dziesięć lat był więziony przez władze
rosyjskie na katordze. Po odzyskaniu niepodległości
uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej 1920
roku. Organizował i przywodził Związkowi
Zawodowemu Robotników Rolnych, zwany był
"Królem fornali". Był Posłem na Sejm
I i II kadencji w latach 1922–1930. Był więziony
i dwukrotnie skazany za organizowanie strajków
robotników rolnych, oraz działalność opozycyjną
wobec sanacji. Był ostatnim prezydentem
przedwojennej Łodzi. Więziony przez NKWD i zesłany
na Syberię. Pełnił funkcję ministra i
wicepremiera w Rządzie RP na uchodźstwie. Na
emigracji był jednym z przywódców.
8
listopada 1906 roku Łódzka Organizacja
Bojowa PPS, pod dowództwem Józefa Montwiłła-Mireckiego,
dokonała brawurowego napadu na rosyjski pociąg
pocztowy na stacji Rogów. Podczas akcji "eks”,
czyli akcji ekspropriacyjnej (napad rabunkowy), na
szkodę władz carskich zrabowano 37 tysięcy
rubli. W akcji tej wziął udział Jan Kwapińki,
który po latach szczegółowo ją opisał:
Akcja pod
Rogowem
Łódzka
Organizacja Bojowa, pod kierownictwem tow. Montwiłła
dokonała słynnego napadu na pociąg pocztowy pod
Rogowem.
Było to w
drugiej połowie 1906 roku. Represje carskich żandarmów,
policji, kozaków szalały w sposób bezwzględny.
Cały aparat ucisku i gwałtów utrzymywany był
za pieniądze polskich podatników. Wydział
Bojowy postanowił konfiskować carskim urzędnikom
pieniądze polskie, by obracać je na walkę z
aparatem carskiego ucisku.
W tym czasie
otrzymaliśmy nowy transport wspaniałej
automatycznej broni – mauzery na kolbach, w
futerałach. Wspaniała broń, 10-strzałowa.
Wydział Bojowy na swoim posiedzeniu postanowił
odebrać carskim urzędnikom pieniądze przewożone
z granicy austriacko-rosyjskiej, na jednej ze
stacji kolejowych na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej.
Wybrano stację Rogów, położoną o dziesięć
minut jazdy od węzła kolejowego w Koluszkach.
Po
przeprowadzeniu wywiadów ustalano, że każdy z
instruktorów dowodzący oddziałem bojowców
musiał osobiście spenetrować całą okolicę koło
stacji kolejowej i przejść piechotą wedle
wytkniętej trasy na mapie ze stacji Rogów do Łodzi.
Dowódcą całego oddziału był Montwiłł
(Grzegorz), powieszony w 1908 roku na stokach
cytadeli na skutek wyroku sądu wojennego w
Warszawie. Poza tym w akcji tej brało udział sześciu
instruktorów oraz czterdziestu ośmiu bojowców.
Rogów
znajdował się w trójkącie pomiędzy miastem
powiatowym Brzeziny, Rawą Mazowiecką i
Koluszkami. Na zachodzie były miasta Łódź,
Piotrków, na wschodzie Skierniewice. We
wszystkich tych miastach były duże oddziały
wojsk carskich, przeważnie kozaków. Trzeba było
więc szybko skończyć akcję bojową oraz szybko
przedzierać się lasami pomiędzy Koluszkami a
Brzezinami w stronę Łodzi.
W umówiony
dzień zebraliśmy się wszyscy koło plantu
kolejowego pomiędzy stacjami Widzew a Łódź
Kaliska. Gdy się już zupełnie ściemniło,
wyruszyliśmy wyznaczoną trasą do lasu w pobliżu
stacji Rogów. Przeszliśmy tę drogę tak, by całą
trasę przejść nocą, a o świcie znaleźć się
w lesie.
Tak wyruszył
pierwszy duży oddział wojska rewolucyjnego
polskiej podziemnej armii na walkę z potęgą
caratu; była to pierwsza wielka bitwa rewolucyjna
polskich rewolucyjnych żołnierzy z carskimi żołdakami
po powstaniu 1863 roku. Bitwę tę wygraliśmy.
Przybyliśmy
do lasu zmęczeni. Rozłożyliśmy się obozem,
porozstawialiśmy pikiety i oczekiwaliśmy
wieczorowych godzin, gdy pociąg pocztowy będzie
jechał z granicy do Warszawy.
Po wypoczynku,
około pół do dwunastej w południe, posłano dwóch
bojowców na wywiad w okolice stacji. Jakie było
ich zdziwienie, gdy na stacji kolejowej zastali duży
oddział kozaków z Brzezin! Po zasięgnięciu języka
wyjaśniło się, że kozacy patrolowali dworzec i
okolicę dworca z tego powodu, iż gubernator
piotrkowski, Miller, przybył do Brzezin na
inspekcję. Ponieważ nie było wiadomo, kiedy
gubernator raczy wyjechać, a pociąg pocztowy
dziesięć minut wcześniej odchodził z Rogowa do
Warszawy od pociągu, który szedł z Warszawy do
Piotrkowa, koniecznością było co rychlej opuścić
kryjówkę w lesie, położoną o cztery kilometry
od dworca i wyczekiwać zmroku, aby wrócić do Łodzi
– z niczym.
Trzeba było
się spieszyć, bo prawie wszyscy bojowcy byli to
tkacze łódzcy, którzy musieli stanąć o
godzinie szóstej do pracy, by nie zwrócić uwagi
nieobecnością swoją w fabryce. Szliśmy szybko,
co dwie godziny zatrzymywaliśmy się na krótki
postój, skrzętnie omijając wsie, które
spotykaliśmy po drodze. W czasie wypoczynku
felczer nasz, zaopatrzony w koniak i czekoladę,
dawał nam dużym naparstkiem koniak i kawałek
czekolady.
Potem ruszaliśmy
znowu dalej. Noc była ciemna, gdzieniegdzie przebłyski
gwiazd. Około pierwszej w nocy zauważyliśmy światło
elektryczne na stacji Widzew pod Łodzią.
Zwolniliśmy tempa, by zbytnio nie forsować nóg,
uważając, że rankiem trzeba stanąć do pracy.
Szczęśliwie dobrnęliśmy do miasta nie spostrzeżeni
przez policję.
W ciągu dwóch
tygodni dowódca naszego okręgu, tow. Grzegorz,
nie pozwolił mówić na ten temat nikomu z nas
przy spotkaniu w tzw. biurze. Piętnastego dnia
wieczorem przyszedł do mojego mieszkania na ulicy
Nawrot tow. Grzegorz i zakomunikował mi:
„Za trzy
dni musicie przygotować amunicję, zakupić
bilety do różnych stacji kolejowych, ale ani
jednego do Rogowa. Ze stacji Łódź Fabryczna
pojedziemy koleją do Rogowa. Oddział towarzysza
Ignaca (Celiński – Kułakowski, jeden z
wywiezionych dziesięciu z Pawiaka), wysiądzie ze
swoim oddziałem w Koluszkach i zajmie miejsce ze
swoimi bojowcami w ostatnim wagonie pociągu,
albowiem były takie dnie, że część żołnierzy
znajdowała się obok wagonu pocztowego, a część
w ostatnim wagonie dla osłony pociągu”.
Zapytałem,
jaką im dać broń.
„Krótką
palną, wszystkim nadto fińskie noże”.
„Dlaczego
– zapytałem – fińskie noże?”.
Bo w wagonie
mogą być pasażerowie, strzelać nie będzie można,
a jednak unieszkodliwić żołnierzy należy”.
Zapytał, czy zrozumiałem.
„Tak,
towarzyszu, wszystko załatwię według
rozkazu”.
Na półtorej
godziny przed odejściem pociągu wszyscy byli
wezwani. Instruktorzy rozdali broń bojowcom, którzy
tak, jak akcja miała być prowadzona, zajmowali
miejsce w pociągu.
Ja ze swoim
oddziałem zająłem miejsce w pierwszym wagonie
za parowozem, albowiem oddział mój miał za
zadanie opanować parowóz, usunąć maszynistę i
palaczy i oczekiwać rozkazu. Drugi oddział miał
za zadanie usunąć z posterunku stacyjnego dwóch
żandarmów i zniszczyć aparaty telefoniczne i
telegraficzne. Trzeci oddział, uzbrojony wyłącznie
w mauzery, miał za zadanie rozlokowanie się na
stacji kolejowej w pokoju środkowym, wszystkich
przypadkowych pasażerów zalokować do jednego
pokoiku i zająć miejsca przy oknach (które służyły
za strzelnice). Czwarty oddział miał otoczyć
pierścieniem plac przy dworcu kolejowym, nie
wypuszczając nikogo ze stacji kolejowej,
natomiast mieli wpuszczać tych, co szli na stację.
Piąty oddział miał najbardziej odpowiedzialną
funkcję, gdyż musiał rozlokować pod starymi
kasztanami dworca swoich bojowców i oczekiwać na
nadejście pociągu. Ostatni oddział, który
wysiadł w Koluszkach, miał zamknąć swoim
oddziałem tyły pociągu i jeżeli eskortujący
żołnierze wyskakiwać będą z wagonu, mieli do
nich strzelać, niekoniecznie dlatego, żeby ich
zabić, tylko żeby ich sterroryzować i
zdemoralizować.
O godzinie ósmej
minut sześć przybyliśmy pociągiem do Rogowa.
Wszystkie oddziały zajęły swoje posterunki,
oczekując przybycia pociągu pocztowego, który
miał nadejść za 11 minut.
Oczekiwanie było
dla nas nużące.
Pamiętam jak
dziś – z bijącym sercem wpatrywałem się
w dal na oświetlony parowóz, który zbliżał się
do stacji kolejowej. Nagle z łoskotem wpadł pociąg
na stację kolejową. Ja z błyskawiczną szybkością,
podrzucony przez starszego szóstki, kowala z
fabryki z Łodzi, skoczyłem do parowozu, z
rewolwerem do maszynisty, odsuwając go od lewara.
W momencie, gdy przyskoczyłem do niego,
maszynista uśmiechnął się i powiedział:
„Tylko
spokojnie, towarzyszu, nie denerwujcie się. A
umiecie prowadzić maszynę?”.
„Nie
wasza rzecz, marsz do węglarki”.
Jeden z bojowców
mojego oddziału rozwinął czerwony sztandar, na
którym dumnie widniały trzy litery PPS. W
trakcie wykonywania przeze mnie działań, oddział
drugi po krótkim szamotaniu się z żandarmami, w
których padły cztery strzały, zakończył
usuwanie żandarmów, a druga część tego samego
oddziału z błyskawiczną szybkością jeszcze na
kilka sekund przed przybyciem pociągu na stację,
zniszczyła aparaty telegraficzne i telefoniczne.
Dowódca
trzeciego oddziału wydał rozkaz publiczności,
żeby kładła się koło muru i nie ruszała się
z miejsca. Donośnym głosem oznajmił im, żeby
byli spokojni, albowiem „Państwo macie do
czynienia z bojowcami z Polskiej Partii
Socjalistycznej, którzy wam osobiście żadnej
krzywdy nie zrobią”.
W tym samym
czasie piąty oddział przystąpił do
unieszkodliwienia konwoju, składającego się z
45 żołnierzy, a zrobił to w sposób następujący:
jeden z bojowców, bardzo wysoki wzrostem, tkacz z
fabryki Ossera, podskoczył do wagonu i grubym
kijem rozbił szybę w oknie, następnie błyskawicznie
rzucił czasową bombę, a reszta obsypała gradem
kul kilku wyglądających oknem żołnierzy. Po
dwudziestu sekundach – wielki wstrząs, słup
dymu i ognia i całe wojsko cara, które zostało
przy życiu, zaczęło uciekać w pole. Bojowcy
mojego oddziału i oddziału szóstego zaczęli
strzelać za nimi w górę, żeby ich
zdemoralizować, chociaż nie było potrzeby, gdyż
w panice i popłochu uciekali w stronę lasu.

Ilustracja przedstawiająca akcję bojową w
Rogowie.
W tym samym
czasie, gdy pociąg wpadł na stację, dowódca
nasz, tow. Grzegorz, podszedł do dzwonka (na
kolejach za czasów carskich były dzwonki), odźwiernego
usunął i wziął sznurek do ręki, by w wypadku,
gdyby pokazało się, że w pociągu tym znajdują
się sami żołnierze, szybko po sobie następujące
uderzenia dzwonka miały zastąpić rozkazy dla
mnie. Ja miałem wówczas puścić maszynę i
wywieźć pociąg z wojskiem, żeby w ten sposób
uratować wszystkich bojowców.
Na szczęście
nie doszło do tego, gdyż tak, jak zwykle, była
tylko ochrona składająca się z 45 ludzi. Po
wyjaśnieniu sytuacji, oddział drugi wraz z dowódcą
przystąpili do akcji celem zdobycia wagonu
pocztowego. Ponieważ straż pocztowa stawiała opór,
do wnętrza wagonu pocztowego wrzucono petardę
dynamitową, która zakończyła się tragicznie
dla starszego urzędnika prowadzącego pocztę,
gdyż był ciężko ranny. Inni zaś weszli do
wagonu pocztowego celem zabrania pieniędzy.
Cała akcja
trwała osiemnaście minut. Po zabraniu pieniędzy
oddział stanął w szyku bojowym. Tow. Grzegorz oświadczył
bojowcom:
„Towarzysze,
w imieniu Wydziału Bojowego Polskiej Partii
Socjalistycznej dziękuję wam za waszą dzielną
postawę i życzę wam szybkiego powrotu do Łodzi.
Odwrót będzie prowadził tow. Kacper, czterech
zaś bojowców pojedzie ze mną, byśmy mogli
ulokować w bezpiecznym miejscu pieniądze wzięte
z rąk urzędników carskich, które obrócimy na
walkę z carem”.
Oddział
uszeregował się, chorąży na przedzie. Padła
komenda „krokiem marsz”, a w ślad za
tym zaśpiewano jedną zwrotkę
„Warszawianki”.
Musieliśmy
szybko iść około kilometra w stronę Warszawy,
by następnie skręcić w dość duży gęsty las,
a następnie zrobić pół obrotu na lewo, kierując
się w stronę Łodzi. Zaledwie uszliśmy kilka
kilometrów, gdy nagle posłyszałem tętent koni
na szosie od strony Brzezin. Sygnał latarką
elektryczną, wszyscy padli na ziemię i
oczekiwali dalszych rozkazów.
Niedługośmy
czekali. Ukazał się oddział kozaków, ściągnięty
łuną pożaru na stacji Rogów. Jednocześnie na
horyzoncie widać było wyraźnie, jak w oświetleniu
lampek naftowych jechało kilka drezyn z wojskiem
z Koluszek. Jak tylko kozacy znikli nam z oczu,
szybko przeszliśmy szosę i po kilku minutach
skryliśmy się w wielkim lesie. Szliśmy bez
przerwy trzy i pół godziny. Chodziło mi o to,
by jak najdalej od miejsca akcji wyjść, a gdy się
okazało, że już przeszliśmy przynajmniej 15
kilometrów, wówczas zatrzymałem oddział na
chwilowy odpoczynek. Po spożyciu posiłku ruszyliśmy
dalej.
Szło nam się
raczej wesoło, jakże inaczej niż po raz
pierwszy, gdy wracaliśmy z niczym. Palić było
nie wolno, rozmawiać także, a bojowcy chcieli się
dzielić wrażeniami z akcji. Rozkaz był jednak
surowy i był ściśle wykonany.
Około godziny
trzeciej byliśmy już niedaleko od wsi Wyskitno,
dużej wsi w odległości 12 kilometrów od Łodzi.
Nagle ukazała się tak wielka mgła, że poszczególne
oddziały straciły łączność z sobą, ale
kompas wiernie doprowadził wszystkich na Chojny,
przedmieście Łodzi, skąd już drobnymi grupami
i w pojedynkę wrócili do domów.
Należy
zaznaczyć, że cała akcja skończyła się
niezwykle pomyślnie dla nas, albowiem nikt nie
został ranny i nikt nie został aresztowany.
Fakt zdobycia
pieniędzy pod Rogowem i rozbicia całego oddziału
wojskowego wywołał entuzjastyczny nastrój w
masach robotniczych i wśród sympatyków PPS.
Daremnie w ciągu całego tygodnia kozacy, żandarmi,
oddziały kawalerii obszukiwali okolice. Mogli
szukać. Najciekawsze, że szukali wtedy, gdy
wszyscy uczestnicy byli na miejscu i przy swych
warsztatach pracy, oczywiście z wyjątkiem
instruktorów, którzy setnie wypoczywali po
odbytej drodze.
W Warszawie
wydano nadzwyczajne dodatki, opisujące przebieg
akcji pod Rogowem. Żandarmi warszawscy usilnie
rewidowali wszystkich pasażerów, którzy jechali
w tym pociągu, po przybyciu do Warszawy, a na
drugi dzień smętnie warszawski urzędowy
dziennik napisał, że na ślad sprawców nie
natrafiono. Trzeciego dnia ukazała się odezwa
Centralnego Komitetu, kwitująca odbiór zabranej
gotówki w sumie 37 000 rubli.
Należy
zaznaczyć, że tow. Grzegorz wraz z pieniędzmi i
bojowcami, dostał schronienie u proboszcza jednej
z parafii pod Zgierzem. Jak z tego wynika, to i
księża byli sympatykami Bojowej Organizacji PPS.
Jan Kwapiński
[1927]

Powyższy
tekst zawiera fragment wspomnień Jana Kwapińskiego. Początkowo
publikowano je w odcinkach na łamach
„Robotnika” w roku 1927, w tymże
samym roku zebrano je w książce
„Organizacja Bojowa – Katorga –
Rewolucja Rosyjska”, Nakładem Księgarni
Robotniczej, z przedmową Ignacego Daszyńskiego.
Drugie wydanie opublikowano pt. „Organizacja
Bojowa – Katorga – Rewolucja Rosyjska.
Z moich wspomnień 1904-1919”, nakładem
Komitetu Zagranicznego PPS, Londyn 1943.
W naszym muzeum można również posłuchać
nagrania, w którym J. Kwapiński opowiada o akcji
pod Rogowem:
Jan
Kwapiński wspomina napad bojowców PPS na rosyjski
pociąg pocztowy na stacji Rogów w 1906 r.
|