„Česta po Polsku” (Droga po Polsce)
Jak się pisze tendencyjne książki o Polsce.

Kraków 2 kwietnia.

   Leży przed nami czeska książka o Polsce. Szata zewnętrzna b. staranna – na okładce fragment portu w Gdyni i Biały Orzeł. Autorem jej jest Karel Mejsnar – harcerz, który w roku zeszłym brał udział w zlocie harcerskim w Spale, jako członek drużyny czechosłowackiej.
   „Cesta po Polsku” odbiega daleko (jak to zresztą podkreśla również i prasa czeska) od zwykłego sprawozdania ze zlotu harcerskiego. Autor starał się traktować temat wszechstronnie i syntetycznie, pragnąc jak najdokładniej sportretować obyczaje Polski współczesnej. W książce swej Mejsnar stosunkowo najmniej miejsca poświęcił zlotowi w Spale – a znacznie więcej polityce i... krytyce.
   „Droga po polsce należy do typu perfidnej antypolskiej propagandy. Perfidność tej książki zasadza się na jej pozornym obiektywiźmie, który w niektórych wypadkach wykazuje nawet cechy życzliwości. Autor wystrzega się starannie jaskrawego tonu paszkwilu – nigdy nie pozwala sobie na ordynarne napaści, które oczywiście zdradziłby go natychmiast. Mejsnar wybrał metodę znacznie bardziej subtelnąi, trzeba przyznać, znacznie bardziej skuteczną.
   Książka napisana jest po czesku – pro domo sua. Przeznaczona jest dla inteligencji i młodzieży czechosłowackiej. Uszanowano dlatego ewentualne delikatniejsze odczucie czytelnika i tendencję zasadniczą podano b. ostrożnie, nie w formie indywidualnego osądu autora, lecz jako wnioski konsekwentnie wynikające z „obiektywnego” opisu. Dziełko Mejsnara posiada zasięg b. duży i zadaniem jego jest narzucenie poglądu na Polskę sferom w każdem społeczeństwie najistotniejszym – t.j. inteligencji i kształcącej się młodzieży.
   Jak zaznaczaliśmy na wstępie, autor do wielu przejawów życia polskiego odnosi się życzliwie – chwali np. koleje, pocztę itd. Niestety nie można się jednak oprzeć przekonaniu, że są to jedynie taktyczne pociągnięcia autora, który pragnie zasugerować czeskiemu czytelnikowi opinię, że nawet życzliwie dla Polski nastrojony Czech w rozważaniach zasadniczych (Cieszyńskie!) musi dojść do wniosków, odnośnie do Polaków, negatywnych.
   Z tym samym „objektywizmem” maluje autor tło książki. Dobrem pewnych zestawień i porównań, stara się wywołać nastrój kontrastu między Polską a Czechosłowacją, oczywiście na naszą niekorzyść. W najdrobniejszych, często czysto zewnętrznych przejawach polskiego życia, dopatruje się autor sztywności, ponurości i chłodu.
   Już na pierwszych stronach nastraja autor czytelnika na tę przewodnią nutę. Oto impresja pierwszego kontrastu: Jasno oświetlony dworzec, wysokie czapki kolejarzy – to ostatnia stacja czechosłowacka. Po chwili pociąg rusza i mija granicę polską. „Świateł ubywa – pisze autor – ciemność wciska się do okien – dworzec słabo oświetlony – niskie czapki kolejarzy i mimo girland, któremi przybrano peron – chłód!”
   Przykład zacytowany (z pamięci) jest bardzo typowy. Reporter obznajomiony z piórem może użyć do wywołania ujemnego, nieprzychylnego wrażenia nawet tak niewinnego na pozór faktu – jak krój czapki funkcjonarjusza kolejowego. Przytoczyliśmy ten wyjątek, aby wykazać jak cienką nitką szyta jest tendencyjność omawianego reportażu.
   Wycieczki polityczne przeprowadza Mejsnar mimochodem, jakby na marginesie. W ten sposób nie mają one charakteru polemicznego, lecz są stwierdzeniem rzekomo faktycznych zapatrywań Polaków, o czem autor uważa za stosowne, poinformować czeskiego czytelnika.
   Podobnie na stronie 47 maluje autor obrazowo polskie nastroje odnośnie do Cieszyńskiego. Dawniej – mówi – najbardziej bolesną raną Polski był jej stosunek do Niemiec, a sprawa cieszyńska była tylko małą ranką. Gdy jednak traktat z Niemcami na 10 lat zagoił tę ranę – zaczynają boleć Polaków i małe ranki.
   Sądzimy, że mimo zapewnień p . Mejsnara, Czesi nie łudzą się, abyśmy problem cieszyński uważali za rankę. Przeciwnie możemy zapewnić autora „Cesta po Polsku” i jego współrodaków, że Polacy dobrze pamiętają, że w pierwszych dniach naszego niepodległego bytu – gdy nasze granice niemal wszystkie były wojennym frontem, „bratni” naród czeski zadał nam zdradziecki cios. Bohaterskie powstania śląskie powinny były przekonać Czechów, jaką przywiązujemy wagę do tej „ranki”. Również lektura prasy polskiej, a w szczególności I.K.C., który często jest trybuną, z której padają ciężkie oskarżenia na krzywdzicieli Polaków zaolziańskich, powinnyby przekonać Czechów, że opinja całej Polski zgodna jest w swych zapatrywaniach odnośnie „ranki” cieszyńskiej.
   Może najbardziej przejrzystą jest tendencyjność czeskiego autora, gdy mówi o militaryźmie Polski. Pragnąc wykazać, że Polska jest najbardziej zmilitaryzowanym krajem w Europie, posuwa się Mejsnar do wniosków wręcz humorystycznych. I tak podaje z absolutną pewnością siebie, że oficerowie polscy pobierają pensje trzykrotnie wyższe od urzędników cywilnych w analogicznych rangach – że wojskowi polscy płacą jedną piątą (!) ceny normalnego biletu kolejowego itd.
   Nawet w Muzeum Narodowem w Sukiennicach dopatruje się czeski autor kultu dla bagnetu. Oglądając obraz (sądząc z opisu Kossaka) przedstawiający Marszałka Piłsudskiego podczas rewji – Mejsnar daje wyraz zdziwieniu, że na tym obrazie brak jest zupełnie postaci w strojach cywilnych! Z tego faktu bierze asumpt do porównania, że na analogicznym obrazie w muzeum w Pradze widnieje Masaryk w otoczeniu nie tylko wojskowych, lecz również uczonych literatów, profesorów itd. „Ten obraz w krakowskich Sukiennicach – konkluduje Czech – niejedno powie ci o bratnim narodzie i wiele wyjaśni!”
   W tem miejscu kończy się cierpliwość zdrowo myślącego czytelnika! Pan Mejsnar ma za złe (nie wiem czy Kossakowi, czy też Marszałkowi Piłsudskiemu?), że podczas rewji udział bierze wojsko, a nie panowie w cylindrach. Możemy zapewnić czeskiego autora, że w państwach najbardziej pacyfistycznych w defiladach wojskowych bierze udział wyłącznie wojsko i nie jest to dowodem naszego „specjalnego” militaryzmu. Ów fakt jest natomiast jaskrawym dowodem tendencyjności autora, którą przy tym opisie najsłabiej powiodło mu się zamaskować.
   Karel Mejsnar był w Polsce zbyt krótko i brak mu znajomości stanu faktycznego zastępuje generalizowaniem. „Wynikiem tego jest wiele głupstw, z któremi trudno polemizować. Tak np. autor stwierdza lakonicznie, że w Polsce niema zupełnie wód mineralnych (!). Niema i kwita, choćby ktoś płacił! Podobnie ścisłą jest informacja, że cukier kostkowy istnieje w Polsce tylko w najdroższych hotelach i w wagonach restauracyjnych.
   Te szczegóły charakteryzują podejście do tematu i mówią zarazem, że autor „Cesta po Polsku” mimo pozy objektywizmu na objektywizm zdobyć się nie umiał – a raczej, sądzimy, że po prostu nie chciał!
                                                                                                                                                                       Mier.

*       *       *

   A oto pisze nam jeden z czytelników, mieszkaniec Koluszek p. J. Moczarski:
   Czytając wrażenie z Koluszek skauta czeskiego p. Mejsnara, nie wierzyłem swoim oczom... „Chałupy tuż przed zawaleniem”, „wychudłe zaniedbane dzieci”, „bieda z brudem” itd. Włosy na głowie stają. Nie wiem czy nie zobaczył tam ten „spostrzegawczy” skaut wilków lub niedźwiedzi...
   Wszystko to jest złośliwością wybitnie czeską. Życzę z całej duszy naszym pobratymcom, aby wszystkie wsie czeskie były takie jak Koluszki.
   Jest to kolonja kolejowa, powstała za czasów wybudowania Kolei Wiedeńskiej. Od dworca biegnie szeroka, wybrukowana ulica Brzezińska. Piętrowe murowane kamienice zmalały widać w oczach czeskiego turysty do „drewnianych walących się chałup”. W ogóle drewnianych domów w Koluszkach jest mało. Przeważnie widzimy murowane kolejarskie domki, otoczone ogrodami i sadami. Gdzieniegdzie stoi prosto, dobrze się trzymający drewniany dom. Tych drewnianych domów Koluszki nie potrzebują się wstydzić. Nad całą wsią gurują okazałe budynki kościoła, domów „familijnych”, szkoły powszechnej i gimnazjum. Locum tego ostatniego jest jedno z największych i najnowocześniejszych woj. łódzkiego.
   Elektrownia oświetla tę „dziką” wieś, a kanalizacja nie należy do luksusu. Dużego kina dźwiękowego pozazdrości niejedno miasto czeskie. Brudu i nędzy w Koluszkach niema. Mogła ona powstać tylko w chorobliwej wyobraźni, gdyż wieś jest w 70% zamieszkała przez pracowników kolejowych. Bezrobotnych jest wyjątkowo mało. Spotyka się jednak jak przy każdym węźle kolejowym „węglarzy” lub „przejezdnych” „rajzerów”, których umundurowanie ze względów „zawodowych” zbyt reprezentacyjnie wyglądać nie mogą...
   Zdziwiłby się pewno p. Mejsnar, gdyby wiedział, że w okolicy „chorób i brudu” znajdują się znane w woj. łódzkim letniska, jak Gałkówek, Żakowice, Storzyjanki itd. Sądzę, że bogatych fabrykantów łódzkich stać jest na odpoczynek w zdrowych i czystych miejscowościach.
   Tyle są warte informacje p. Mejsnara o Polsce...

„Ilustrowany Kuryer Codzienny”, Kraków, 3.04.1936