Nokaut w pierwszym starciu 

   Doba opadów śnieżnych i parę dni silniejszego mrozu, zjawisko będące w naszej szerokości geograficznej czymś niezwykłym, postawiły kraj niemal u progu katastrofy energetycznej, transportowej i zaopatrzeniowej. Dramat tych pierwszych dni 1978 r. odczuliśmy wszyscy na własnych skórach, nie będziemy więc powtarza opisów. Wystarczy powiedzieć, że czegoś takiego w historii PRL jeszcze nie było. Pobity został wysoko rekord dezorganizacji z pamiętnej zimy stulecia 1962/63, mimo że wówczas śniegi i mrozy, nie mniejsze od obecnych, gnębiły nas długo, podczas gdy w tym roku zostaliśmy powaleni jednym ciosem. Wtedy zatkał się Śląsk, teraz prawie wszystko. Już samo to porównanie musi zastanawiać.
   Co się właściwie stało? Dlaczego zamarzły zwrotnice, dlaczego stanął transport samochodowy, zawiodły służby komunalne, dla czego elektrowniom i elektrociepłowniom zabrakło paliwa? Władze przekonują społeczeństwo, że przy tak wściekłym ataku zimy musiało się stać to, co się stało, a jeśli już ktoś jest odpowiedzialny, to ci na dole, którzy nie pamiętali o swoich obowiązkach. Oczywiście nagłe śnieżyce i mrozy nie mogą przejść bez następstw, nawet poważnych. Na pewno nie wszyscy „na dole” byli w porządku. Są jednak fakty, które wskazują, że zima przerodziła się w klęskę na skutek zaniedbań i błędów w sprawach decydowanych przynajmniej od szczebla ministra w górę. W warunkach stworzonych przez te zaniedbania i błędy nawet najbardziej ofiarny wysiłek milionów ludzi nie mógł zapobiec nieszczęściu.

KOLEJ
   Z doniesień prasy wynika, że prawie wszędzie zamarzały zwrotnice w Koluszkach za 150 zamarzły 132, co ilustruje skalę zjawiska/. Do ochrony zwrotnic stosuje się specjalne smary mrozoodporne. Okazało się, że te, których używa nasza kolej tężeją i wykruszają się już przy kilkunastostopniowym mrozie, choć według norm powinny być nadal sprawne. 
   Informacje prasowe wskazują też na to, że do odśnieżania szlaków i rozmrażania zwrotnic nie używano – poza sprzętem wojskowym – miotaczy płomieni. Czyżby kolej w ogóle nie miała tego niezbędnego wyposażenia? Byłoby to skandalicznym niedopatrzeniem, które władze powinny wyjaśnić. Powtarza się bowiem pogłoska /nie gwarantujemy jej prawdziwości, lecz podajemy ją z dziennikarskiego obowiązku/, że miotacze płomieni, w które PKP była nieźle wyposażona po doświadczeniach zimy stulecia, zostały wyeksploatowane na jednej z inwestycji paliwowosurowcowych realizowanej przez Polskę za granicą. Choć doceniamy troskę władz o zapewnienie krajowi dostaw paliw i surowców, uważamy, że jeżeli pogłoska ta jest prawdziwa, świadczy ona o niewybaczalnej lekkomyślności tych, którzy zdecydowali o wywozie miotaczy i nie zastąpili ich innymi. Tak czy inaczej, nieużycie miotaczy i zła jakość smarów były istotną i wcale nie obiektywną przyczyną paraliżu komunikacji. (…)

                                                                                          Maksymilian Kusy

„Robotnik": Pismo opozycyjne, 24. 01.1979 r.