Jak czarna wołga grasowała po ulicach

   Wielu z nas pamięta „opowieści różnej treści” krążące w czasach PRL. Najsłynniejszą plotką-legendą była opowieść o czarnej wołdze krążącej po ulicach. Opowieść ta zyskała popularność w latach 60 i 70. Opowiadała ona o kursującej po mieście czarnej limuzynie marki Wołga – rzekomo porywane nią dzieci znikały na zawsze.


Wołga na znaczku pocztowym z czasów ZSRR

   Według tej pogłoski, czarna wołga musiała mieć firanki w oknach. Inni wspominali jeszcze o białych oponach. Według różnych wersji jeździli nią Niemcy, ewentualnie wampiry lub sataniści. Samochód miał krążyć po drogach po zmroku. Ktokolwiek by nią nie kierował - porywał dzieci, spuszczał im krew – jako lekarstwo dla bogatych Niemców umierających na białaczkę. W niektórych wariantach ofiary były pozbawiane organów do przeszczepu, przede wszystkim nerek – legenda o czarnej wołdze uległa wówczas skrzyżowaniu ze słynną plotką o złodziejach nerek, puszczoną w obieg przez KGB. Legenda o czarnej wołdze pojawiła się po raz pierwszy zapewne na Śląsku. Wiele osób traktowało to poważnie, lecz większość z przymrużeniem oka.