Cyrulik koluszkowski
Rozmowa z koluszkowskim mistrzem fryzjerskim Józefem Banasiakiem. 
(Przeprowadzona jesienią 2006 r.)


- Skąd się wziął zawód fryzjera?

- Moja profesja wywodzi się od dawnego zawodu cyrulika, zwanego również balwierzem lub golarzem. Cyrulik zajmował się goleniem i strzyżeniem, rwaniem zębów, no i puszczał ludziom krew. Czyli pełnił raczej funkcję felczera.

- Jakie cechy powinien obecnie mieć dobry fryzjer?

- Oprócz dobrego warsztatu rzemieślniczego powinien mieć wyobraźnię, tak aby przed zabraniem się do pracy mieć w głowie wizję ostatecznej fryzury. To zupełnie jak w zawodzie rzeźbiarza, który nim uderzy w skałę już wie jak ma wyglądać gotowe dzieło. 

- Kiedy trafił Pan do zawodu?

- Ja w tym fachu się wychowałem, bo fryzjerstwo to u nas już rodzinny zawód. Mój ojciec miał zakład fryzjerski, a przed świętami zwykle było masę klientów więc trzeba było tacie pomóc. Najpierw gdy chodziłem do podstawówki pomagałem sprzątać w zakładzie, później
podpatrywałem pracę ojca i uczyłem się. Poszedłem do szkoły fryzjerskiej, równolegle zdobywałem praktykę w zawodzie i tak nożyce zostały w rodzinie.


Józef Banasiak podczas pracy. (Zdjęcie wykonano w latach 70. XX w.)

- Fryzjerzy uchodzą za ludzi dobrze poinformowanych. Mówi się że wystarczy pójść do fryzjera albo do magla żeby się dowiedzieć wszystkich nowości...

- Bo na fryzjerskim fotelu duża rotacja. Jeden klient wychodzi, drugi zaraz wchodzi i siada... a ludzie lubią pogadać... Kiedyś nawet pewien koluszkowski milicjant zaproponował mi żebym został informatorem MO. Odmówiłem. Wykręciłem się żartem, że już współpracuję z armią... bo wtedy akurat strzygłem żołnierzy z jednostki wojskowej.

- Czyli w tym zawodzie trzeba też mieć poczucie humoru i dobry refleks...

- Jak najbardziej, bo klientowi trzeba rozmową umilić czas żeby się nie nudził podczas usługi. Trzeba też mieć coś z psychologa, bo czasem trafiają się tacy klienci, którzy przychodzą się wręcz wyspowiadać na fotelu. Staram się nie ingerować w ich życiowe decyzje, im wystarcza że mogą z kimś porozmawiać... Ja ich sprawy pozostawiam w tajemnicy i rozstajemy się do następnego strzyżenia.

- Chyba że przyjdzie moda na długie włosy... wtedy trzeba trochę poczekać...

- Z modą to różnie bywa. Pamiętam jak w latach siedemdziesiątych ludzie zaczęli nosić długie włosy i zakłady fryzjerskie świeciły pustkami. Pracowałem wtedy w dużym salonie w Łodzi, niektórzy koledzy chcieli zmieniać zawód, bo twierdzili że z fryzjerstwa nie wyżyją. Bo żeby mieć długie włosy trzeba je zapuszczać około roku. 

- I widzę że ceny u Pana te same od ponad 5 lat... ciągle płaci się dychę za strzyżenie.

- Bo klient niebogaty, to trzeba się przystosować. Na szczęście mam stałych bywalców i renomę budowaną od dziesięcioleci a to najlepsza reklama.

- Dziękuję za rozmowę.

- Proszę uprzejmie.


Rozmawiał: Marcin Janowski