ŻOŁNIERZE WYKLĘCI Z KOLUSZEK wywiad opublikowany przez "Tydzień w Koluszkach"


Rozmowa z Marcinem Janowskim, miłośnikiem lokalnej historii, który od 2003 roku prowadzi stronę internetową Dawne-Koluszki.pl.


Z okładki "Tygodnia w Koluszkach"

– Temat Narodowych Sił Zbrojnych jest dla nas wciąż odkrywany. Coś wiadomo na temat działalności tej organizacji na naszym terenie w czasie wojny?

– Z tematem Narodowych Sił Zbrojnych pierwszy raz zetknąłem się ponad 20 lat temu. Później w 1999 roku razem z kilkoma kolegami zorganizowaliśmy w auli Uniwersytetu Łódzkiego wystawę fotograficzną poświęconą walce żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Przyjechał z wykładem pan Leszek Żebrowski a Paweł Piekarczyk zagrał i zaśpiewał kilka swoich patriotycznych utworów. W wydarzeniu wzięła udział grupa około 30 widzów – w większości starszych ludzi, pamiętających dramatyczne czasy II Wojny Światowej i „nocy stalinowskiej”. Żyło wówczas jeszcze sporo kombatantów, którzy pod koniec swojego życia chcieli upamiętnić kolegów i bliskich, którzy zginęli lub zostali zamordowani przez hitlerowców i komunistów. To właśnie w tamtym czasie środowisko kombatantów Narodowych Sił Zbrojnych upamiętniło tablicą na koluszkowskiej kaplicy cmentarnej Henryka Jastalskiego – żołnierza narodowego podziemia, którego zamordowano podczas przesłuchania tomaszowskim GESTAPO a następnie pochowano w nieznanym miejscu.

– Także władza ludowa starała się zacierać ślady po żołnierzach NSZ…

– Kiedy rozmawiałem z historykiem prof. Markiem Janem Chodakiewiczem z Waszyngtonu, to on powiedział, że historia NSZ była jednym z najbardziej zakłamanych tematów w powojennej Polsce. Władze PRL łaskawie „reglamentowały” pamięć o Armii Krajowej, jednak o partyzantce nurtu narodowego milczano przez długie lata. Propaganda stalinowska dorabiała Narodowym Siłom Zbrojnym fałszywą legendę kolaborantów Hitlera i „zaplutych karłów reakcji”. Później długo milczano o partyzantach-narodowcach. Podobnie było także w Koluszkach. Przez dekady było u nas zupełnie cicho o narodowej partyzantce i nawet dziś niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że takowa także u nas działała.

– Jaki był rodowód Narodowych Sił Zbrojnych?

– Kadry NSZ wywodziły się z przedwojennych organizacji endeckich, harcerskich i katolickich. Niestety w wielu kręgach pokutuje komunistyczny mit, który przedstawia przedwojennych działaczy narodowych jako bojówkarze z pałkami i kastetami, podczas gdy przedwojenny ruch narodowy np. dominował na polskich uczelniach i był najpopularniejszym kierunkiem ideowym wśród młodzieży akademickiej. To byli najlepiej wykształceni ludzie w kraju – duża część działaczy wywodziła się z ziemiaństwa, ci ludzie często byli weteranami wojny polsko-bolszewickiej. Dość wspomnieć, że do przedwojennych akademickich organizacji narodowych nie przyjmowano ludzi „z ulicy”, należało przejść półroczny kurs i wykazać się nienaganną postawą, aby otrzymać legitymację członkowską. W tym punkcie należy przypomnieć, że przed wojną na studia szła sama elita i w całej Polsce było mniej studentów niż obecnie w samej tylko Warszawie, że o bardzo wysokim poziomie przedwojennych studiów już nie wspomnę. Przedwojenni narodowcy to była elita a nie jacyś pałkarze, jak chcieli by ich przedstawić kontynuatorzy propagandy z czasów Stalina, którzy bardzo często wywodzą się z rodzin stalinowskich przybyłych do Polski na czołgach z wymalowaną czerwoną gwiazdą. 

– Jak wyglądała sytuacja w Koluszkach, jeśli chodzi o struktury wojska podziemnego? Siatka NSZ była bardzo u nas rozbudowana?

– W okupowanej Polsce już w 1939 roku zaczęły powstawać podziemne organizacje wojskowe – bazowały one na działaczach przedwojennych organizacji społecznych i politycznych. W Koluszkach, oprócz Armii Krajowej (wcześniej działającej jako Związek Walki Zbrojnej) istniały również organizacje wywodzące się ze stronnictw narodowych. W naszych okolicach aktywnie konspirowały takie formacje jak: Narodowa Organizacja Wojskowa, Związek Jaszczurczy i Narodowe Siły Zbrojne. Jednym z inspiratorów i organizatorów konspiracji narodowej w naszych okolicach był działacz harcerski Henryk Jastalski, który w 1939 roku, wraz ze Zdzisławem Wasilewskim, Włodzimierzem Kowalskim i Stanisławem Urbaniakiem, zaczął budować organizację wojskową. Znaczna część jej członków wywodziła się z przedwojennego harcerstwa oraz stowarzyszeń katolickich.  Komendanturze powiatu brzezińskiego podlegały cztery kompanie w sile 600 – 800 żołnierzy z terenu Koluszek, Brzezin, Rogowa i Tomaszowa Mazowieckiego. Kompania koluszkowska nosiła kryptonim „Wierzba – Karolina” i liczyła 150 żołnierzy.

Wyjątkowo cenne informacje wywiadowcze zdobywano od swoich ludzi, którzy składali raporty na temat liczby, kierunków i rodzajów niemieckich pociągów, które przejeżdżały przez stację w Koluszkach. Źródło informacji stanowiła także centrala telefoniczna na poczcie. W czerwcu 1944 roku większość struktur NSZ scaliła się z Armią Krajową.

– Nazwiska, które wymieniłeś wyczerpują udział naszych krajan w Narodowych Siłach Zbrojnych?

– Oczywiście, że nie. W słynnym filmie pt. „Hubal” jest scena, w której do oddziału mjr. Dobrzańskiego zgłasza się żołnierz Marynarki Wojennej zbiegły z niemieckiej niewoli – ten człowiek to Jan Morawiec, który przed wojną uczęszczał do liceum w Koluszkach. W późniejszym okresie stał się on jednym z najwybitniejszych żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Jan Morawiec ps. „Remisz” wywodził się spod Będkowa. Na temat jego życia i walki ukazały się nawet w ostatnich latach artykuły w ogólnopolskich gazetach „Rzeczpospolita” i „Nasz Dziennik”. Leszek Żebrowski, autor książek o NSZ napisał o przedwojennym uczniu koluszkowskiej szkoły: „Przypominając niezwykłą postać bohatera Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Jana Morawca, zawsze zastanawiam się, jak można było zabijać i wyklinać takich ludzi. Harcerz, żołnierz, polityk. Żył w strasznych czasach i spotkał go straszny los. Za niezwykłe zasługi powinien cieszyć się odpowiednim szacunkiem i uzyskać możliwość dalszej pracy dla kraju. Ale jego pokoleniu nie było to dane – tacy bohaterowie jak on stali się żołnierzami wyklętymi, czyli nie tylko pozbawiano ich życia, ale mieli być wyklęci na zawsze.”
Podczas wojny doceniono odwagę i talent „Remisza”, powołano go do Dowództwa NSZ. Niektórzy wspominają, że w 1943 r. został ranny podczas zatrzymania przez żandarmów w pociągu pod Koluszkami. Skuty w kajdanki zdołał jednak obezwładnić eskortę i wyskoczyć z pędzącego pociągu. Wielokrotnie wychodził obronną ręką z podobnych tarapatów. 

– Co wiadomo na temat jego walki z komunistycznym reżymem?

– Kiedy w grudniu 1944 roku został zatrzymany przez NKWD i osadzony w lubelskim areszcie, zbiegł wyskakując przez okno z pierwszego piętra. Dzięki swojej odwadze i sprawności fizycznej stał się legendą za życia. Brał udział w rozbijaniu więzień i aresztów. Tropiony przez UB wielokrotnie wyrywał się z obławy. Wiosną 1946 roku zdążył uratować się z zasadzki w Warszawie, jednak kilka godzin później raniono go w nogę podczas próby ucieczki, gdy zaciął mu się pistolet. Podczas śledztwa wszystko brał na siebie, aby ratować swoich współpracowników. Został rozstrzelany w styczniu 1948 roku a jego ciało potajemnie pogrzebano. Zainteresowanych postacią Jana Morawca zachęcam do lektury obszernego artykułu pana Leszka Żebrowskiego, który za zgodą autora zamieściłem na stronie internetowej Dawne-Koluszki.pl.

– „Remisz” nie był  jedynym więźniem komunistycznych katowni…

– W tym miejscu można również wymienić „Piasta”czyli Leszka Piaseckiego z Koluszek i Lecha Marię Wojciechowskiego z Brzezin, którzy zostali zadenuncjowani i trafili do stalinowskich więzień. Śp. Leszek Piasecki ps. „Piast” opowiadał mi, że w 1945 roku, kilka miesięcy po ślubie, aresztowano go w domu i wywleczono jak zwierzę. Oficer UB przywłaszczył sobie jego przedwojenny mundur z podchorążówki i w nim paradował po dziedzińcu więzienia. Aresztowanych prowadzono na rozprawy z silną obstawą a przechodnie brali ich za schwytanych bandytów lub hitlerowców. Podczas rozprawy do pana Piaseckiego uśmiechnęło się szczęście, bo w składzie sędziowskim zasiadała jego daleka kuzynka, która rozpoznała krewnego i wpłynęła na zasądzenie niskiego wyroku. Za to Lech Wojciechowski trafił do szczególnie ciężkiego więzienia we Wronkach – gdzie komuniści, często prymitywni analfabeci, znęcali się nad przedwojennymi oficerami Wojska Polskiego. Lech Wojciechowski wyprowadził się do Warszawy, z czasów swojej udręki zostawił wspomnienia, które wydał w formie broszurki odbitej w niewielkiej liczbie egzemplarzy na kserokopiarce. Leszek Piasecki zmarł w styczniu trzy lata temu, na cmentarzu żegnali go tylko najbliżsi znajomi i członkowie rodziny oraz delegacja młodzieży narodowej, która mimo mrozu i opadów śniegu przyjechała z Łodzi do Koluszek. Miejsca pogrzebania ciała „Remisza” do dziś nie odnaleziono.

Artykuły na temat lokalnych struktur partyzantki narodowej można znaleźć jedynie w broszu­rach i czasopismach. Jak dotąd, nie ukazała się książka opisująca temat w sposób całościowy. 

Rozmowę przeprowadził Zbigniew Komorowski

"Tydzień w Koluszkach", Koluszki, 26.02.2016